Brockley Sid Brockley Sid
221
BLOG

Bezdroża współczesnej sztuki.

Brockley Sid Brockley Sid Kultura Obserwuj notkę 3

 

„Właściwą tajemnicą sztuki jest żeby zniszczyć materiał za pomocą formy……”
 
Kiedyś na marginesie swojego notatnika odnotowałem to zdanie. Teraz nie pamiętam kto był jego autorem, ani też w jakim kontekście zostało użyte, wiem natomiast, że dotyczyło sztuki w szerokim znaczeniu. W swoich podróżach w poszukiwaniu, doznań artystycznych zdarza mi się zapisywać cenne informacje, które wywarły na mnie wrażenie i nie koniecznie musi to być pozytywna eksplozja fascynacji np. obrazem, może to również być zwykłe uczucie odrzucenia. S. I. Witkiewicz podkreślał na przykład, że odrzuca sztukę jako formę ekspresji zawierającą w sobie pewien ładunek filozoficzny, stąd też odrzucał futuryzm, kubizm, dadaizm, ponieważ zawierają one nowy sposób odczuwania świata, coś niby wykrywają, zachowują się naukowo pedagogicznie czy nawet mistycznie. Ze mną jest zupełnie na odwrót, cenię przede wszystkim takie doświadczenia w sferze szeroko rozumianej sztuki, które zawierają konkretny pierwiastek filozoficzny, z których da się coś refleksyjnie wydobyć poza wierzchnią warstwą tego co przyjemne dla oka. Czyli wszystkie te izmy, stanowią niejako osiągnięcie  i cel sztuki – ciekawe doznanie, które tkwić będzie gdzieś głęboko, lub pozostawi jakiś ślad. Zdaje sobie również sprawę, że jest to czysto subiektywne zapatrywanie na tę kwestię, ale przecież blog jest dobrym miejscem do składania takich deklaracji, tworzących w istocie charakter piszącego jak też określa jego percepcje w określonych sferach życia. I można byłby w tym miejscu zakończyć rozważania, gdyby nie kryzys w sztuce współczesnej. Na pytanie, które można postawić autorowi tej notki, dlaczego od razu kryzys? Może po prostu, niezbyt szeroka percepcja i zorientowanie w tych kwestiach brockleysida, albo brak fundamentów do lepszego zrozumienia prawdziwych współczesnych dzieł? To rzeczywiście kwestia mocno sporna i nierozstrzygalna, bowiem jestem w stanie bronić jak atakowany lew, podstaw swojej wiedzy w tej kwestii, których miarą są doświadczenia, lata spędzone z lekturami i wiele recenzji, które do tej pory zdołałem popełnić. Ale czy do końca mógłbym się obronić – tego nie jestem pewien. Można byłoby również, zamiast słowa kryzys, postawić pytanie inne, bardziej dosadne, czy sztuka współczesna zdegenerowała się do końca?
Pewien jestem natomiast tego, jakim narzędziem z premedytacją posługują się współcześni twórcy sztuki, powodując jednocześnie, w moich oczach, jej przesilenie, które może być odbierane po prostu jako kiczowatość. Otóż, tym motorem działań, oprócz oczywiście maksymalnego zysku (pisałem o tym wielokrotnie w poprzednich notkach np. przy okazji Damiana Hirtsta), jest zaprzęganie współczesnej sztuki w swoją służbę wszystkich możliwych irracjonalizmów. Nie uzurpuję sobie tutaj prawa do ostatecznego rozstrzygania kwestii, tego co jest we współczesnej sztuce dobre czy złe, a raczej wskazuję absurdalność pewnych twórców, którzy przekraczając granice dobrego smaku przy tworzeniu dzieł, zupełnie odrzucili najważniejszą cechę, którą przez wieki charakteryzowała się sztuka czyli - refleksja oraz towarzyszący jej pierwiastek filozoficznej treści. Jeżeli się tego szuka, to nie po to, aby się im kłaniać jak dzikus piorunowi, lecz aby je ujarzmić robiąc dobry balsam dla duszy. Gorzej, jeśli nie poszukuje się ich zupełnie, idąc w stronę pornografii i skandalizmu jako jedynej formy zdobycia posłuchu.
Od kilku lat interesuje mnie twórczość osób skupionych wokół Young British Artist (YBA), i dochodzę do przekonania że nowa, młoda jakość w sztuce jest właśnie żyzną glebą dla nieurodzaju twórczego. Przewrotne? - być może. Ale właśnie w młodych artystach, doszukać się można iskier, które w najbliższej przyszłości rozbłysną ogniem, którym sztuka świecić będzie w kolejnych latach. Najlepszy przykład, to twórczość bardzo popularnej na Wyspach Brytyjskich Tracy Emin, należącej do (YBA). Zwolennicy jej twórczości powtarzają że oddaje ducha współczesności, ja jednak nie mogę przegryźć się przez jej twórczość, bez stwierdzenia, że chyba istnieje tutaj jakiś problem, albo też bardziej mamy do czynienia z zaawansowany degenerowaniem się wartości artystycznych. W 1997 cała Anglia i artystyczny świat poznał Tracey Emin, dzięki sławnej pracy noszącej tytuł: Wszyscy z którymi do tej pory spałam 1963 – 1995. I jest to zwykły namiot, we wnętrzu którego autorka umieściła imiona i nazwiska wszystkich swoich kochanków.
 
 
 
..
Wystawa odbyła się w Royal Academy w Londynie, dzięki czemu pani Emin stała się sławna i zapraszana. Można powiedzieć jedna praca to nie wszystko, może inne osiągnięcia są bardziej znamienne. Na fali popularności, jeszcze w tym samym roku kiedy zaczynała zdobywać sławę, została zaproszona do programu 4 angielskiej telewizji, aby porozmawiać o trendach współczesnej sztuki. Zaproszenie przyjęła i zjawiła się w studiu telewizyjnym pijana, a całą dyskusję klęła jak szewc. W normalnych warunkach, np. dla zaczynającego karierę polityka oznaczałoby to kompromitujący koniec. Jednak nie w kręgach współczesnej sztuki, która takie ekscesy tylko wynagradza. I tak w 1999 roku Tracey Emin zdobywa prestiżową nominację do nagrody Turnera, za instalację pod tytułem
 Moje łóżko:  
      
Powstaje pytanie, czy sztuka zdegenerowała się na tyle, że nie jesteśmy w stanie dostrzec jej absurdów? A może, po prostu oceniający sztukę są pogrążeni w kryzysie, matni, nie pozwalającej dostrzegać istoty sztuki. Odpowiedź wydaje się o wiele prostsza. Współczesna sztuka, ma być rewolucyjna, natomiast ci którzy jej nie doceniają są zwyczajnie zdeklarowanymi reakcjonistami, którzy nie potrafią zrozumieć współczesnych trendów. Wobec możliwości otrzymania takiej etykiety, czy też posądzenia o niekompetencje lub głupotę, niektórzy wolą zachować milczenie.
Pojawia się tutaj również kolejny dylemat, czy aby przypadkiem prowokacja nie jest tutaj jedyną treścią, którą wypełnia współczesna sztuka? Bo gdzie leży na przykład podwójne dno, lub filozoficzny pierwiastek w dziele, które przedstawia gówno pływające w akwarium?
 
 
….
Te pytania otacza pewien pakt milczenia, jednak w 1996 roku, ten problem został trafnie zdiagnozowany przez Jeana Baudrillarda w bardzo ciekawym artykule:
„Całej tej miernocie zdaje się, że uwzniośla ją wejście na meta poziom, podejście autoironiczne. Ale ich wytwory są tak samo beznadziejne i bezsensowne na każdym poziomie. Przejście na poziom estetyczny w niczym nie pomaga to miernota do potęgi drugiej. To ogłasza się gównem. To mówi jestem gównem!- i naprawdę jest gównem”
Przypomniałem sobie przy tej okazji słowa, najlepszego moim zdaniem polskiego krytyka Karola Irzykowskiego, który napisał że wszystko co stara się przekazać autor dzieła, to przede wszystkim, idea zrodzona w jego głowie. I stawiam sobie pytanie, czym wypełniona jest głowa współczesnego artysty, którego szczytem dokonań jest zaprezentowanie ludzkich ekskrementów, lub bajzlu na łóżku?
 Tymczasem dzieła, okrzyknięte genialnymi, zamiast poszukiwać nowych sensów, zredukowane zostały do wymiaru zwykłej innowacji. Współczesna sztuka to właściwie nihilistyczny chichot i szyderstwo ze wszystkich wartości, kpina z tego, że nie ma już czego szukać. To perwersja przeplatana z pornografią, która za wszelką cenę chce nam wmówić, że jakakolwiek krytyczna hierarchia nie ma sensu. I w rzeczywistości dochodzę do wniosku, że mamy do czynienia z taką małą obsceniczną grą nastawioną przede wszystkim na dobre zyski, bez oglądania się na odczucia odbiorców.
 
"Barbarzyństwo, choćby było upozorowane naukowo, pozostaje barbarzyństwem, gdy niszczy niewiedzą, niezrozumieniem, przemilczeniem, sztubackim oszustwem – K. Irzykowski".
 
 
 
Dany –Robert Dufonr, Tolerancja dla byle czego, Le Monde diplomatique.
Fundations of modern art, John Rodker, Dover Publications New York 1952  

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura