Brockley Sid Brockley Sid
410
BLOG

Współczesna sztuka jako forma zysku

Brockley Sid Brockley Sid Kultura Obserwuj notkę 0

 

 W pewnym momencie stałem się opiekuńczy wobec śmietników, i pomyślałem sobie, nie chciałbym aby tam wszystko się kończyło. To kwestia zupełnie subiektywna co się tam znajdzie. Nie ma twardych i szybkich zasad, żeby być całkiem szczerym ze śmietnikami.Tymi słowami wprowadza w świat współczesnej sztuki jeden z brytyjskich artystów Michael Landy. Współcześnie, granica między prawdziwą sztuką i brzydotą- chłamem, który powinien jak najszybciej trafić na śmietnik, jest też bardzo umowna. Jako głównego przedstawiciela, moich osobistych kpin, ze współczesnej sztuki, uważam Damiena Hirsta, Brytyjczyka –pozbawionego prawie całkowicie talentu, lecz wytrawnego biznesmena rynku sztuki, który potrafi zwykłe śmieci zamieniać w aukcyjne złoto. Śledzenie jego postaci jest, o tyle fascynujące co śledzenie zachowań typowych celebrytów. Zwykle niechlujny o głupkowatym wyrazie twarzy, szokujący, stwierdzeniami: „moje dzieci mają w sobie więcej talentu niż ja”. Włóczący się późną nocą po londyńskich ulicach, przyłapywany przez paparazzich na fotografowaniu wystaw innych artystów, z których czerpie inspirację. Hirst jako przedstawiciel współczesnej sztuki angielskiej, jest przede wszystkim obrazem tego, czym jest sztuka na świecie. Czy jest to, wysublimowany zbiór rzeczy stworzonych, do oddziaływania na naszą wyobraźnię, tak aby mieć wrażenie, że obcujemy z czymś wyjątkowym. Czy też jest to, zwykły kawałek biznesu opierającego się coraz częściej na wmawianiu nam, obserwatorom, że kawałek żelastwa, zdechły zwierzak, czy niezasłane łóżko to jakaś wyjątkowa instalacja, początek nowej dziedziny czy treści.
 
 
To doskonałe pole do sporu, bo właśnie sztuka, sama w sobie od zawsze była terenem walki krytyków, spierających się o jej treść. Jakie to ma znaczenie? Dla wielu- żadne. Dla mnie natomiast, jest to niewątpliwy wyznacznik tego jaka jest nasza cywilizacja, lub po prostu jacy jesteśmy my. Czy podatni, jedynie na sugestie, poprzez które, na kawałek tandety wydajemy ogromne kwoty pieniędzy. Czy może, ciągle kierujemy się poczuciem piękna, ale świat zdominowali ci, którzy nie potrafią go dostrzec, a dysponują ogromnym majątkiem, przez co jesteśmy pod ich dyktatem. Wielcy brytyjskiego świata artystów, Tracy Emin, Damien Hirst, Michael Landy czy Gillean Wearing narzucają sztuce swój dyktat. Co ich łączy? Na pewno kontrowersyjność twórczości. W zorganizowanej kilka dni temu, wystawie o wymownym tytule Śmietnik Sztuki w południowowschodniej dzielnicy Londynu, odwiedzający mogli przekonać się czym jest powstawanie, prawdziwej, czytaj drogiej sztuki. Otóż każdy, mniej lub bardziej znany artysta, mógł przynieść rzecz która miała zostać dziełem lecz nim nie została. Innymi słowy, organizator poprosił o przyniesienie wszystkich niewypałów twórczych, jakie były pod ręką. Przesłanie, tego zjawiska miało być następujące – element twórczego niepowodzenia, jest zawsze obecny przy powstawaniu wielkich dzieł. A ujmując to prostym językiem – pokażmy że współczesna sztuka składa się ze śmieci. Bowiem wszystkie zgromadzone dzieła, w czasie trwania tej 6 tygodniowej ekspozycji, wylądują w wielkim kontenerze na śmieci.
 
Przecież wszyscy tworzą nieudane dzieła, niektórzy wyrzucają je do kosza, inni pozostawiają je na jakiś czas aż zaczną im się podobać a tak pożytek jest ogólny, wszyscy tworzą coś wspólnie – tymi słowami bronił, idei tej wystawy jej twórca, Michael Landy.
A jako pierwszy swój udział zgłosił, Hirst ofiarowując 6 metrowy obraz, który jednak okazał się za duży na pomieszczenia wystawy, wobec czego oddał dwa obrazy przedstawiające czaszki. Wszystko jednak zostanie ostatecznie zniszczone, bo tego wymaga sens sztuki.
Zresztą sam autor wystawy Landy słynie z destrukcyjności jako elementu przewodniego swojej twórczości. W projekcie Break Down, który miał miejsce w 2001 roku, zniszczył w sumie 7227 przedmiotów. I to nie koniecznie dzieł sztuki, ale również swój własny paszport, podkoszulkę którą miał na sobie, oraz własny samochód. A wszystko odbyło się na oczach przechodniów w najruchliwszej ulicy Londynu - Oxford Street, gdzie ów twórca wynajął sobie lokal, aby dzielić się ze światem bólem tworzenia.
Czy na przykład Hirst słucha krytyków? Na pewno nie, jego fabryka dzieł sztuki- bo inaczej nie możne tego nazwać, działa świetnie. Podczas ostatniej wystawy swoich prac w Wallence Collection w Londynie udowodnił to doskonale. Właściwie trudno było doszukać się pochlebnej opinii na temat tej wystawy, a i tak wszyscy byli zachwyceni i nieco zszokowani. Więc aby uzupełnić sukces artystyczny wynikiem finansowym, stworzył kolejną aukcję kolekcję, pod tytułem Wszystko jest bez znaczenia. Gdzie liczy na pokryzysową obfitość portfeli londyńskich krezusów, bowiem najtańsze dzieło ma cenę 235 tysięcy funtów, a najdroższe będzie kosztować 9.5 miliona funtów.
Ale gdy głębiej przyjrzymy się jego twórczości, znajdziemy całkiem zdumiewające rzeczy. Otóż Hirst odnoszący największe finansowe sukcesy, wskazał jedynie nurt w którym podąża współczesny świat a za nim drepta sztuka. A zwie się on, kult mamony i wielkiego komercjalizmu. Bo, tworząc swoje czaszki wysadzane diamentami sprzedawane za 50 milionów funtów, udowodnił i udowadnia, że związek piękna i prawdziwego talentu nie koresponduje ze współczesną sztuką, robioną pod hasłem: drożej sprzedać. On jako pierwszy otwarcie stwierdził: chodzi tylko i wyłącznie o pieniądze, reszta jest tylko kwestią oceny indywidualnej.I dochodzimy tutaj do głównego akcentu istoty sztuki współczesnej, marka określa istotę współczesnego piękna. Każde dzieło Hirsta, to albo banalna kreska na obrazie, albo kontrowersyjny przedmiot ewentualnie zwierzę w formalinie. Bez zbytniego talentu, przeciętny śmiertelnik mógłby stworzyć dokładnie to samo. Jednak, przeciętny człowiek nie nazywa się Hirst, którego dzieła są obiektem pożądania salonowego bogacza. Podobnie jak kobiety, gustujące w markowych ubiorach, bez względu na to czy części garderoby przejawiają choćby najmniejszy walor użytkowy, dopóki wzbudzają one zazdrość i podziw innych, kosztując przy tym odpowiednio dużo, dopóty mają swoją wysoką wartość świata mody.
Myślę że tragedią współczesności, jest właśnie niezliczona ilość wytworów, dzieł podobnych do tych, które tworzy Hirst, zupełnie trudnych do przełknięcia a napędzanych tylko i wyłącznie kolejnymi rekordowymi zyskami ze sprzedaży.  Problem tkwi również w granicy, którą z definicji powinno określać dzieło sztuki. Artyści XV, XVI czy XVII wieczni mieli dużo łatwiejsze zadanie, przemawiali do wyobraźni widza za pomocą obrazu. Krajobraz, autoportret, scena bitewna kreśliła ramy tego co piękne, wyobrażalne i stworzone z talentem. Obecnie, definicja musi być dużo szersza, bardziej pojemna i śmielsza w swym wyrazie. Ponieważ wyobraźnię kreuje obraz telewizyjny i inne dokonania medialnych cacek, podniecające zmysły przeciętnego człowieka – obserwatora. Zatem sztuka, również musi być bardziej śmiała i musi dawać jakąkolwiek pożywkę wyobraźni. Stąd też, sztuką staje się niezasłane łóżko, kawał ściany w białym kolorze z czarnym punkcikiem, lub co gorsze dwa pisuary wiszące samotnie na ścianie. Sięgamy dna? Myślę że nie, bo wspomniana sztuka, lub jej elementy w przyszłości zostaną zapamiętane, choćby przez swoją kosztowność. Można również zadać pytanie że na miano dzieła powinna zasługiwać praca, szeroko podziwiana. W moim postrzeganiu świata, podziwiam Hirsta -  choćby za to że udaje mu się sprzedać swoje prace, tak drogo. A co ma z tego publika? Jak mawiał Kisiel – a publika, wciąż łyka, łyka i łyka.
 
Bibliografia:
 

  

 
www.art.-bin.co.uk
 
http://www.independent.co.uk/arts-entertainment/art/news/banksy-comes-in-off-the-streets-1704138.html?action=Popup&ino=7

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura