Brockley Sid Brockley Sid
100
BLOG

PO-PiS czyli materii pomieszanie

Brockley Sid Brockley Sid Polityka Obserwuj notkę 5

 

Historia pisana jest najczęściej przez wojny i politykę. Poza oficjalną wersją dostępną po latach, znajdują się sojusze, założenia, postaci. Ciąg wydarzeń, który dotyczył, głównych epizodów zostaje z upływem czasu, całkowicie zapomniany. Być może to frazes ale, to doskonale pasuje jako określenie procesu który naznaczyły dwie partie PO i PiS począwszy od 2005 roku. 

 

Przypominam sobie kiedy to w Prawo i Sprawiedliwość wraz z Platformą Obywatelską wygrały wybory w 2005 roku. Radość. To było uczucie, którym byłem ogarnięty wówczas. Wychowany na historii prawdziwej, żołnierzy wyklętych, polskiej emigracji, w duchu cały czas czułem się oszukany. Ponieważ nie potrafiłem zrozumieć skali zmanipulowania dokonanego przez spuściznę PRL-u, która nakazywała rozsądnym Polakom głosować na SLD, UP, czy Aleksandra Kwaśniewskiego. Wówczas pomyślałem, nareszcie będzie zgodnie z przedwyborczymi obietnicami, sojusz dwóch prawicowych ugrupowań, do tego jeszcze prezydent z prawicy. Prawie euforia w marzeniach o normalności. Złudzenie trwało jednak, krótko. Do momentu, w którym przestały funkcjonować racjonalne argumenty polityczne, a zaczęły odgrywać główną rolę, przy tworzeniu przyrzeczonej wyborcom koalicji, argumenty poza logiczne lub bardziej ambicje osobiste polityków. 

 

Tak otrzymałem koalicję, bombową można by rzec, bo ognia i wody PiS-LPR-Samoobrona. Jak się okazało ładunek wybuchł nieco później, z dużą skutecznością. Karząc, po 2 latach, wyborcom zmienić pogląd na pojęcie, skutecznie działającej prawicy. Okres tuż po wyborach 2005, to rozczarowania związane ze sposobem sprawowania władzy przez Jarosława Kaczyńskiego. Gdzie partia, była rządzona na model wodzowski, całkowicie podporządkowana zdaniu szefa. A każda próba pokazania odmienności lub przeforsowania własnych argumentów, kończyła się kryzysem, tej księżycowej koalicji. Bądź też, personalnie, zesłaniem na polityczny margines (K. Marcinkiewicz), lub wyrzuceniem z partii (L. Dorn). I właściwie, początek wydawał się świetny. Budowa nowego projektu pod nazwą IV RP, którą naznaczył prezes PiS, a właściwie jej historyczne elementy, czyli deubekizacja, oczyszczenie kadr wojska i służb specjalnych z członków PRL-owkiej SB, był posunięciem wręcz genialnym. Trafiającym na pewno w gusta, zmęczonych wyborców. Bezskutecznie ciskających swe głosy w kolejnych wyborach. Na przedstawicieli prawicy, którzy nie mogli przez te wszystkie lata wyjść z osaczenia i naznaczenie ich jako wariatów, lub politycznych straceńców. Bowiem od 1989, niektóre media, wszczepiały w wyborców nowe znaczenia słów: honor, ojczyzna, historia, towarzysze, Służba Bezpieczeństwa a w konsekwencji prawica była na straconej pozycji.

Wykonanie ambitnych założeń programowych PiS-u, wyglądało nieco gorzej. Jednak budziło respekt, ze względu na środowisko polityczne, w którym przyszło im działać. A przede wszystkim, przy skrajnie negatywnym nastawieniu, większości mediów, wytykających rządzącym rzeczy niezwykle małostkowe wręcz groteskowo błahe, było wykonywane sprawnie. Niedopracowana z pewnością, była przestrzeń polityki gospodarczej państwa. Bowiem, zasad wolnego rynku, budowano niewiele, koncentrując się na działaniach doraźnych. Charakterystycznych dla państw mocno socjalnych, jak becikowe, a pisanych pod opinię publiczną. Ale przecież to polityka, i pojęcie ideału nie istnieje w sprawowaniu władzy. Nie można mieć wszystkiego – tak tłumaczyłem sobie te działania. Rok 2007 to kryzys rządzenia PiS-u i przedterminowe wybory. Konstruktorami rozpadu, była Platforma Obywatelska, media, koalicjanci oraz sam prezes J. Kaczyński. Który zgodnie z opinią wielu komentatorów był mistrzem destrukcji wszystkiego co z niemałym talentem budował. 

 

Kampania wyborcza agresywna, na śmierć i życie, pełna banałów o miłości, nienawiści, „nas” i „ich” z obietnicami raju na ziemi. I pierwiosnkiem, lub też znakiem przegranej PiS. Którym, była sprawa posłanki B. Sawickiej. Wówczas to Polacy mieli zrozumieć, że obecna zaściankowość rządzącej partii, jest ogromną budująca przepaść cywilizacyjną między nami a pozostałą Europą, niebezpieczną anomalią. Pogłębioną, do tego, politycznym obciachem braci Kaczyńskich. Z całą siłą projekt IV RP, legł w gruzach. Triumf odniosła polityka miłości PO. A wyborcy poznali inny wymiar słowa łapówka. Której przyjęcie nie jest złem, lecz sposób w jaki namawia agent CBA do jej wzięcia jest naganny. Ach te pisowskie metody – wzdychano z radością po ogłoszeniu wyników.  

 

Teatr absurdu, zaczął swój nowy akt. Przynajmniej, będzie więcej wolności gospodarczej i autostrad. Tak pocieszałem, zdrowy rozsądek tuż po wyborach. Tymczasem ciągle prawicowy wyborca otrzymał, różowe marynarki posła Palikota wymachującego wibratorem, obrzucającego błotem głowę państwa, kolejnego, wybrańca narodu, przebranego w damskie ciuszki i wciągającego nosem biały proszek, parlamentarne omawianie szczegółów ustaw na cmentarzach i wiele innych. Tak ale obyczajowość jest nieistotna, jeśli efekty są znaczące-może ktoś powie. Jeśli chodzi o efektywność to tutaj trudno znaleźć punkt wspólny między obietnicami przedwyborczymi PO a tym co dokonało się przez dwa lata. Jest to tak zwana krzywa nie realizowalna. Tym bardziej, że tym razem polityka szefa rządzącej partii, podporządkowana jest, jego wygranej w nadchodzących wyborach prezydenckich. Natomiast jeśli chodzi o efektowność, to rządzących można spokojnie ocenić celująco. Piar nie jest jedynie przedmiotem dyskusji, ale stał się również sposobem sprawowania władzy. I, do tego, jak pokazują sondaże, niezwykle skutecznym.   

 

 

Okres rządzenia obu tych partii naznacza na pewno, niezdecydowanie i amorficzność. Koszt prawicowego ideału, dla sprawowania władzy, jest nieistotny, w imię możliwych korzyści politycznych. Dla osiągnięcia celu, zarówno PiS i PO, dopuściły do koalicji z ideologicznymi przeciwnikami, Samoobroną czy PSL. Jednak PO, znacznie łatwiej niż PiS, wchodzi w układy z politykami lewicowymi. Czas który upłynął od 2007 roku, to okres gdzie na pewno jako kraj nie możemy znaleźć ściśle określonego kierunku rozwoju, bowiem plan politycznego rozwoju po prostu nie istnieje. A przekonanie, jakiego nabieram coraz bardziej, jest takie, że PO choćby spaliło za sobą wszystkie mosty łączące ją z dotychczasowym okresem, nie nabędzie kwalifikacji do tego aby w Polsce doszło do poważnej reformy państwa.

 

 PiS z kolei zamknęło się całkowicie w swojej enklawie historyczności, powiązanej z irytującym obciążaniem, wszelkimi wewnętrznymi problemami- panujący ład medialny. A co za tym idzie pozbawiło się naturalnego instynktu samozachowawczego, który pozwoliłby na głębszą refleksję. Owocującą w rezultacie konkretnymi działaniami, które mogłyby narzucić inne zachowania.

Tym bardziej że w polityce nie ma co mówić o przeszłości, nieustannie i czynić z tego podstawę politycznego bytu.

 

 

 Czy ostatnie 4 lata PO-PiSu to zaprzepaszczona szansa. Moim zdaniem tak. Nie wykorzystano bowiem możliwości, realnej przebudowy i reformy państwa, bez udziału postkomunistów. Zabrakowało uzdrawiającego czynnika, który byłby przyczyną porozumienia prawicy. A co za tym idzie, praca nad zbudowaniem silnej i skutecznej władzy rządowej, przeciągnie się na kolejne lata. To, wydaje się najpoważniejszy zarzut działalności dla tych dwóch partii. Natomiast klucza, do ostatecznej oceny projektu zaprezentowanego przez te partie, na pewno nie ma. Ponieważ złożoność funkcjonowania partii politycznej jest ogromna. A wszelkie usiłowania aby postawić ostateczną kropkę, lub wyjaśnić wszystko jednopłaszczyznową opinią, jest próżne. We mnie, jednak, budzi się pewna obawa, że ta nietypowość lub bardziej beznadziejność stanie się cechą stałą, naszej polityki. ”Po szumie, po huku, po trudzie, Wezmą dziedzictwo cisi, ciemni, mali ludzie”.   

 

 

 

„popis” „konkurs grudniowy”

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka