Brockley Sid Brockley Sid
561
BLOG

Reklama jako punkt odniesienia

Brockley Sid Brockley Sid Kultura Obserwuj notkę 6
Jako że nie poznałem mego ojca ani matki i nie widziałem ich podobizny (żyli długo przed wiekiem fotografii) moje pierwsze fantazje dotyczące tego, jacy byli, bezzasadnie wywodziłem  z ich nagrobków. Kształt liter na płycie grobowca mojego ojca przywiódł mi na myśl dziwny pomysł, że był on kwadratowym, tęgim ciemnym mężczyzną z czarnymi kręconymi włosami …
 
To opis pozostający w sferze snów, małego dziecka z powieści Dickensa. Jakże oddający postrzeganie świata, w kategoriach, które są dostępne. Wyobraźnia dziecka za punkt odniesienia przyjęła nagrobek i nieżyjących rodziców. Reszta roboty dokonuje się w głowie. Znak lub symbol musi prowadzić do informacji, której tak bardzo potrzebuje, czegoś na temat wyglądu ojca, którego nigdy nie widział.
 
Człowiek XXI wieku ma zadanie ułatwione, dzięki multimedialnemu obrazom, filmom, reklamom,  które wykonują część żmudnej roboty za naszą wyobraźnię. Faktem jest, że przez to, nasza percepcja ubożeje, a my jesteśmy narażeni coraz bardziej na przyjmowanie innych punktów widzenia.
 
Tekst ten traktuje przede wszystkim o punktach odniesienia oraz ich interpretacji w sferze reklamy. Coś ostatnio mnie tknęło i zainspirowało. Nie mówię tutaj o ostatniej kretyńskiej reklamie sieci Heyah tej z Leninem, to raczej wykwit ludzkiej głupoty. Lecz bardziej o reklamach będących dziełami sztuki, łechtających zmysły i rozpalających wyobraźnię.
 
Super Bowl to w USA święto przepychu, na samym końcu sportu. Ważne są występy estradowe gwiazd oraz i ich honoraria, na marginesie zaś chodzi o rywalizację sportową. Obżeraną, przez dziesiątki milionów Amerykanów, popcornem i innym żerem śmieciowym, oraz zapijaną hektolitrami napojów słodzonych i piwskiem różnych marek. Jest to okres, w którym emisja reklamy kosztuje najwięcej. Stąd płacący starają się przygotować na ten wyjątkowy czas, coś specjalnego, o czym się dyskutuje oraz pozostaje w pamięci na lata.
 
 
W tym roku sztuczka udała się koncernowi Coca Cola, który wedle opinii środowisk wyemancypowanych i poprawnych politycznie, stworzył rasistowską reklamę skierowaną przeciwko światowi arabskiemu. Pokazał ich jako prymitywów, w tyle za cywilizacją i innymi członkami rasy ludzkiej, zmierzającymi do celu na motorach oraz w autobusach. Beduin - prymityw, znieważa to co święte. Najgorsze jest jednak to, iż nie uczestniczy w wyścigu po nektar spragnionych. Zatem rasizm wielokrotny i w najgorszej formie. Perspektywą wyczulonych obrońców karawan, lub podobnie jak tego małego chłopca z dickensowskiej powieści, punktem odniesienia, staje się człowiek w turbanie z wielbłądem, pozostający na przegranej pozycji w stosunku do pozostałych uczestników zabawy. Punktem odniesienia Coca Coli jest zabawa, będąca treścią reklamy. Telewidzowie mają za zadanie wymyślić zakończenie, kto dotrze do celu jako pierwszy. Ukoronowaniem zwycięstwa jest nie byle co, bo orzeźwiający i zapewne zimny napój Coca Cola. A przecież wyścig toczy się na rozgrzanej pustyni, a napój życia jest tak blisko.
 
Reklama jest moim zdaniem przeciętna i może wywołać podobne emocje wyłącznie w Ameryce. W Polsce przeszła by niezauważona. Dorzucę tylko, iż Internet dostarczył innej reklamy Coca Coli, która uderza znacznie silniej i celniej w świat chrześcijański. Chociaż do końca nie jest oczywiste, kto był twórcą tego obrazu.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Niemniej jednak inna reklama, firmy Dodge, również wyemitowana podczas największego święta sportu w USA, jest o niebo lepsza i zasługuje na więcej uwagi. Perspektywa to więź rodzinna, motyw zdjęć nostalgiczny. Do samego końca reklamy nie wiadomo co będzie jej ukoronowaniem. Chociażby dlatego, że mamy wrażenie jak gdyby jej treścią było coś zgoła odmiennego niż samochód.
 
 
 
 
Co widzi Amerykanin? Historię swojego kraju, legendę dzikiego zachodu, ciężką pracę, wartości uniwersalne, nieprzemijającą miłość ojca do dziecka. I słowa zaczerpnięte wprost z Biblii, wypowiadane przez lektora a może Boga? Tylko człowiek zastąpiony jest farmerem: „I Bóg stworzył farmera”. Spojrzał na raj na ziemi, widząc że potrzebuje kogoś do pracy, a przecież farmer jest w każdym z nas.
Troska i wzruszenie. I niepokój, który budzi ta reklama w głowie widza. Czy ja, rzeczywiście zamykam się w tym szlachetnym schemacie? Na pewno nie chodzi tu o jakiś tam samochód, używany do uprawy roli, dbania o trzodę. Tylko ta prostota audiowizualna, zawarta w niewyobrażalnie dobrych zdjęciach. One właśnie podkreślają melancholię, ogólny heroizm kowbojski, który jest odzwierciedleniem zmagań całej Ameryki, tych ekonomicznych oraz społecznym. Wszystko w postaci reklamy, która nie robi nic innego tylko sprzedaje samochód. Poszukuje odbiorcy, trafia w najczulsze punkty. Fascynacja wynikająca z punktu odniesienia. Nie jest nim granitowy pomnik, przez który możemy snuć wyobrażenie o nieżyjących rodzicach, lecz cykl zdjęć, symbolicznych w  swej prostocie. O tę reklamę nie miał prawie nikt pretensji.
 
 
Pewien wpływowy neapolitański filozof doby renesansu Marsilio Fincio postawił odważną tezę, iż przyczyną dla której egipscy kapłani wybrali obrazy, a nie litery, była ich chęć do pokazania boskich tajemnic. Stąd można wysnuć wniosek, iż nieprzypadkowa siła obrazu, którą widzimy w prawie każdej reklamie, wiąże się z pragnieniem ukazania czegoś niezwykłego, zaskakującego i gorszącego. Po to tylko żeby, z różnym skutkiem, sprzedać, wcisnąć i rozbudzić, jeszcze nieznaną potrzebę odbiorcy. Moim zdaniem całość pozostaje, ciekawą interpretacją, czasami mniej czasami bardziej udaną, a mającą na celu zagarnięcie niezagospodarowanej jeszcze części naszej świadomości. Dzięki reklamowym punktom odniesienia, jesteśmy (telewidzowie/odbiorcy) zmuszani do działania. Najczęściej kupna produktu.
 
 
 
 
 
 

http://www.reuters.com/article/2013/01/31/us-superbowl-ad-idUSBRE90U03T20130131 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura